Ecotopia zaczęła się w tym roku w Warszawie 14-go czerwca. Gościna Radykalnych Ogródków Działkowych, feministyczny Marsz Godności, spotkanie na Syrenie, budowanie nowej przyczepki rowerowej i ciągnąca się lista spraw do ogarnięcia sprawiła, że zostałyśmy niemal dwa dni dłużej niż planowałyśmy, wyjeżdzając 19-go czerwca.
W Warszawie byłyśmy pod wrażeniem osiągnięć ROD. W ciągu zaledwie półtora roku udało im się przekształcić opuszczone ogródki działkowe w miejsce gościnne i mające wiele do zaoferowania. Jest piec z gliny, w domkach działkowych łóżka dla gości, pokój dzienny z biblioteczką, scena, zbiornik gromadzący deszczówkę, wiatrak. Spokój i sielankę regularnie zakłóca policja pod różnymi pretekstami, ale ogrodniczki i ogrodnicy nie poddają się. Piękne to miejsce i można się od nich wiele nauczyć! Co jakiś czas organizują dni otwarte, podczas których można popielić wspólnie grządki i posadzić nowe rośliny. Warto zaglądać na ich stronę.
Kolejnym wspaniałym miejscem, które otworzyło dla nas swoje drzwi był skłot Syrena na Wilczej. Co za atmosfera, co za ludzie, co za jedzenie! Mieliśmy tam spotkanie informacyjne Ecotopii, wypiliśmy niejedną kawę oraz zjedliśmy niejedną zupę w Cafe Kryzys i zbudowaliśmy nową przyczepkę rowerową w Rowerowni. Kolektyw Syrena bezpośrednio wspiera lokatorów kamienicy na Wilczej, którym grozi ewikcja, daje nadzieję, oraz pokazuje, że nie są sami ani bezradni w walce o swoje prawa. Syrena to przestrzeń na wydarzenia kulturalne oraz miejsce wymiany informacji i opinii. Jest tam ciemnia, szwalnia, warsztat rowerowy, cafe Kryzys, pracownia sitodruku, freeshop, sala gimnastyczna. Działa tam wiele inicjatyw, od Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, przez Inicjatywę Pracowniczą, Anarchistyczny Czarny Krzyż, Warszawski Teatr Rewolucyjny, Amatorski Front Operowy, po grupy imigranckie i antyfaszystowskie. Niech żyje Syrena!
Z Warszawy udaliśmy się na wschód. Wyjazd z miasta oczywiście był stresujący, dość długo jechaliśmy wąską szosą o dużym ruchu w kierunku Wołomina i Tłuszczu. Stamtąd mniejszymi, przyjaźniejszymi rowerzystom drogami udaliśmy się w kierunku Łochowa, z przystankiem w Urle nad rzeką, gdzie ścigaliśmy się unosząc się bezwiednie z prądem rzeki. Było tak cudownie że aż nie chcieliśmy wyjeżdzać, ale komu w drogę temu rower. Stamtąd jechaliśmy w kierunku miejscowości: Sadowne, Treblinka, Brańsk, Boćki, Orla aż do Hajnówki. Trasa ta była na rower bardzo dobra, głównie szosą, choć zdarzył się odcinek zabójczej dla przyczepek drogi żwirowej z wybojami. Oby takich jak najmniej.
Po drodze doświadczyłyśmy dużo życzliwości i ciekawości ze strony miejscowych. Pośród pytań o sens życia w podróży, pytań o zawartość beczki – pieca rakietowego, oczywistych o trasę i pochodzenie rowerzystów, pojawiały się też oferty pomocy przy manewrach podczas prób przedostania się przez skomplikowane przejścia kolejowe i ofiary ze świeżych warzyw i owoców. Spaliśmy w róznych miejscach: nad rzeką Bug, za cmentarzem wiejskim, wśród piasków, na miejscu biwakowym nadleśnictwa. Niestety w tym ostatnim ukradziono nam wspólne narzędzia, kilka paczek rodzynek i spore pudełko z przyprawami.
W Warszawie poznaliśmy przesympatyczną Paulinę, która zaoferowała nam gościnę na swojej działce u wrót do Puszczy Białowieskiej. Któżby się spodziewał, że miejsce to stanie się siedzibą główną Ecotopii na prawie tydzień! Zdołaliśmy tam ponaprawiać rowery i przyczepki, pozałatwiać nudne jak wegańskie flaki z olejem sprawy urzędowe, pograć w fasolki (!), nauczyć się nazw kilkunastu fasolek po niemiecku, a nawet zbudować toaletę kompostową! Chcieliśmy się zaangażować w obronę puszczy, niestety jako dla grupy nie-polskojęzycznej nie było dla nas żadnych zadań. Podobno najbardziej potrzebni są obecnie ekolodzy, którzy mogą rozpoznawać poszczególne gatunki wycinanych drzew i prowadzić rejestr nowych, sadzonych. Oferty pomocy można zgłaszać do Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. Mieliśmy w planach odwiedzenie Uniwersytetu Powszechnego w Teremiskach, który wygląda na ciekawe miejsce, niestety nie udało się.